Top 100/2017, czyli płyty, które warto było poznać w 2017

Zamykam kolejny rok w muzyce. Robię to po raz jedenasty w formie poniższego zestawienia. Kto ze mną od lat, ten wie, że zwykle pracuję nad nim kilka tygodni. W tym roku zająłem się zestawieniem już we wrześniu, nie mniej dużo się jeszcze w muzyce działo w kolejnych miesiącach, więc koniec końców musiałem wszystko zmienić. Zresztą jak co roku. Jak co roku również, na wstępie chcę zauważyć, że poniższy ranking jest wyrazem mojej subiektywnej opinii. Krótkie uzasadnienia są jedynie próbą zachęty  abyście sami sprawdzili czy dana płyta faktycznie zasługiwała na uznanie.

To bardzo miłe kiedy komentujesz i mówisz że dzięki tej corocznej liście, odnajdujesz krążki o których istnieniu nie widziałeś/aś. Do usług. Jeżeli czytasz by strollować, również mi miło, że to właśnie tutaj tracisz czas ze swojego cennego życia.

Jesteś tu po raz pierwszy i nie wiesz z czym to się je?, Zatem na rozgrzewkę – płyty, których istnienia jestem świadom, ale nie zmieściły się do setki – z różnych powodów: nie zdążyłem ich poznać , nie były według mnie wystarczająco dobre lub nie spełniały sztywnych-miękkich kryteriów. Wśród nich z pewnością znajdą się takie, o których uważam, że nie warto wspominać. Domyślcie się, czy/i które to płyty:

Steven Wilson — To The Bone
Sam Gellaitry — Escapism III
Jay Som — Everybody Works
łagodna pianka — Klisze
Sam Gellaitry — ESCAPISM
You Me at Six — Night People
Goran Bregović — Three Letters from Sarajevo (Opus 1)
Imagine Dragons — Evolve
Lorde – Melodrama
Mount Eerie – A Crow Looked at Me
Vince Staples – Big Fish Theory
Valerie June – The Order of Time
Brand New – Science Fiction
Arca – Arca
Offa Rex – The Queen of Hearts
Vagabon – Infinite Worlds
The Magnetic Fields – 50 Song Memoir
Richard Dawson – Peasant
The National – Sleep Well Beast
You Me At Six – Night People
Tycho – Epoch
Vitalic – Voyager
Czesław Śpiewa & Arte dei Suonatori
Voo Voo – 7
Miuosh – Pop
British Sea Power – Let The Dancers Inherit The Party
Nelly Furtado – The Ride
Nagrobki Granit
Ben Frost Threshold of Faith
Oneohtrix Point Never Good Time Motion Picture Soundtrack
Ghostpoet Dark Days and Canapes
Hercules & Love Affair Omnion
John Foxx & The Maths The Machine
The Killers Wonderful Wonderful
Paulina Przybysz – Chodź Tu
Jessie Were – Glasshouse
Natalia Nykiel – Discordia
Hey – Cdn.
Sam Smith – The Thrill Of It All
Morrissey – Low In High School
Siwers – Huśtawka
Deys – Tape of The Ninja
Miguel – War & Leisure
Pink Freud – PankFreud Army
Eminem – Revival
G-Eazy – The Beautiful & Damned
N.E.R.D – No One Ever Really Dies
Rogal DDL x Fazi – To koniec

No to rozgrzewkę mamy za sobą. Teraz stówa – the best from the best, from the best from the best. Żeby umilić Wam przeglądanie poniższej listy, utworzyłem również playlistę na Spotify. Znajdziecie na niej po jednym z kawałków z każdej płyty, które są zestawione poniżej:

100. Low Roar – Once in a Long, Long While

Na pierwszy ogień Low Roar. Nie wiem czym ta płyta przekonała mnie do tego, by znaleźć się w zestawieniu, wszak nigdy fanem Ryan’a Karazija’na nie byłem. Kupuję chyba ten spokój oraz.. polskie tytuły niektórych piosenek 😉

99. Brian Eno – Reflection

Wyróżniłem tę płytę, ponieważ była pierwszą, której słuchałem w 2017 roku. To z nią wszedłem w wir wydarzeń kolejnych miesięcy. Dość ciekawe wydawnictwo, które określić można mianem ambientowego. Wybrałem dla Was jeden utwór z tej płyty… czyli całą płytę.

98. Jamal — 1994

Jak to polisman? No nie. Na nowej płycie Jamala nie ma już takich klimatów. W ogóle nie ma tu już reggae. Płyta brzmi jak.. Kim Nowak. Nie wiem czy to dobrze, ale na pewno inaczej. Warto to zatem wyróżnić.

97. Queens Of The Stone Age – Villians

Nie wiem czemu ta płyta nie przypadła mi do gustu na tyle być gdzieś tam niżej, dużo później. Pisząc te słowa mam wrażenie, że album ma wszystko to czego szukałem u.. Black Keys, więc może dlatego?

96. Romantic Fellas — How To Be Romantic

Podoba mi się pomysł i stylówa chłopaków, tym bardziej, że dwóch znam osobiście i nie podejrzewałem ich o stworzenie takiej kreacji. Urzekło mnie to na tyle, że ten krążek jest w zestawieniu przed QOTSA.

95. Ben Frost –  The Centre Cannot Hold

To chyba najdziwniejsza pozycja w tegorocznym zestawieniu. Ben Frost nagrał najbardziej niekontrolowaną płytę w swojej karierze, a parę już popełnił. Płyt. Nie karier. Mam wrażenie, że wariactwo i szał tworzenia sprawił, że muzyka poszła w kierunku jakiego sam autor nie zakładał.

94. Sleaford Mods – Engish Tapas

Pankowy minimalizm w nowoczesnej formie – jeden typ robi podkłady, drugi nawija, kupuję to bo tak sobie myślę, że jakby Sex Pistols zaczynali teraz, to tak by to brzmiało. Na szczęście Sex Pistols to legenda i koncertowo na pewno wypadali lepiej niż Sleaford Mods, bowiem ci na żywo są bardzo nie interesujący.

93. Metz – Strange Peace

Metz polubiłem w 2012 roku, umieszczając ich debiutancki album na 15-tym miejscu podobnego zestawienia [link]. W tym roku, ich trzeci już w dorobku krążek nie urzekł mnie na tyle, by tamten „sukces” powtórzyć. Nie mniej, płytę zauważyłem i wyróżniłem, bo dla każdego fana gitarowego grania jest to pozycja, wobec której nie można i nie wypada przejść obojętnie.

92. Otsochodzi – Nowy Kolor

Dużo obiecywałem sobie po albumie młodego wilka. Niestety, płyta ratuje się tylko gośćmi z Asfaltu. Nic się tu nie trzyma kupy, drażnią przerywniki typu „aha„, „ja„, „nie„. Bragga też taka jakaś dziwna. Serio, wierzyłem, że ten album pozamiata, a ma tylko momenty. Jan, jest jednak młody i drzwi do wielkiego świata rapu dopiero się otwierają.

91. Muchy, Drivealone, MNKR – Reakcja łańcuchowa

Rzadko w moich zestawieniach mogliście odnaleźć albumy, które były ścieżką dźwiękową do filmu. Robię wyjątki tylko wtedy, kiedy taki krążek gości w moim domu bez filmu, a tak jest właśnie z Reakcją Łańcuchową.

90. The Jesus and Mary Chain — Damage and Joy

Nie zaliczam się do tych, którzy na tę płytę czekali bardzo długo. Zaliczam się do tych, którzy sprawdzali lineup Pohody i przy okazji koncertu Jesus and Mary Chain przesłuchali nowy krążek. Spędziłem z nim stosunkowo dużo czasu by znalazł się właśnie w tym miejscu zestawienia.

89. Fujiya & Miyagi – Fujiya & Miyagi

Na ten zespół natknąłem się dawno temu, potem miałem okazję zobaczyć ich na żywo. Zawsze gdy słyszę, ten charakterystyczny szeptany wokal dodający niesamowitego klimatu, mocno ubolewam nad tym, że nie osiągnęli takiego poziomu rozpoznawalności na jaki zasłużyli. Poza tym.. słyszycie ten bas?

88. Cut Copy – Haiku From Zero

 

Sympatyczni „informatycy”, bo na takich panowie wyglądają, wracają z nową płytą. W ich muzyce nie wiele się zmienia ale to chyba dobrze, bo po co zmieniać coś co buja i bangla?

87. Dj Vadim & Blackstone – Double Side

Nie wiem, nie przypominam sobie by Vadim popełniał podobne wydawnictwa, ale po pierwszym przesłuchaniu byłem zażenowany. Po drugim zaciekawiony, przy trzecim dobrze się bawiłem.

86. Little Dragon – Season High

Może to nie będzie zbyt przekonujące, ale High to pierwszy album Little Dragon, który mnie nie nudził. Jest ciekawie, intrygująco i mocno elektronicznie. To chyba za sprawą Jamesa Forda z Simian Mobile Disco.

85. Laurel Halo – Dust

Gdyby ktoś puścił mi ten album i powiedział, że to Laurel Halo, powiedziałbym, że to chyba żart. Zupełnie tego nie słuchać.. a jednak. Mam nadzieje, że to uzasadnienie wystarczy. Jeżeli nie, odsyłam do tej i poprzednich płyt by sprawdzić o co kaman.

84. Kasabian – For Crying Out Loud

Mam jakiś sentyment do tych gości of Fire, niegdyś nadający niezwykły klimat oprawom Premier Ligue [link]. Nie mniej, nowa płyta to już inna historia, mająca naprawdę mocne momenty.

83. Mark Lanegan — Gargoyle

Mark Lanegan miał wystąpić, i wystąpił na Pohodzie. To przy okazji tego festiwalu zagłębiłem się w solowy dorobek byłego wokalisty chociażby Queen Of The Stone Age, o którym już w tym zestawieniu wspomniałem dwukrotnie. Krążek Gargoyle jest na tyle ciekawy i głęboki, że warto by się w tym zestawieniu znalazł.

82. Jazzpospolita – Humanizm

Nieco uprzedzając fakty – mało jazzu w tym roku w zestawieniu. Nie mniej, ten który do zestawienia trafił, jest na tyle dobry, że trzeba po niego sięgnąć. Jazzpospolita od lat jest tym zespołem, który mnie intryguje i wiem, że cokolwiek od nich wyjdzie to będzie hit.. Nigdy nie jest, bo w Polsce nikt jazzu nie słucha. Wina Tuska(?).

81.Parov Stelar — The Burning Spider

Taneczny Parov Stelar? Nic nowego. Polecam wszystkim, którzy lubili jego dotychczasową twórczość. Ok, może Parov poszedł bardziej w pop, ale to tylko pozory.

80. Moses Sumney — Aromanticism

Magia. Serio! Dość późno odkryłem ten krążek, ale rozkłada mnie na łopatki.

79. Bjork – Utopia

Nie pałałem i nie pałam miłościa do Bjork. Jedno jej jednak trzeba przyznać, buduje historie muzyką i swoim głosem w niezwykły sposób. Nie wiem czy potrafiłbym wymienić równie charyzmatyczną i odważną wokalistkę. Utopia to kolejny dowód na bezkompromisowość artystki.

78. Mikromusic – Tak mi się nie chce

Propsuję za to, że ta płyta powstała z akcji crowdfoundingowej. Muzycznie jest bardzo przyzwoicie i ciekawie pod względem tekstowym.

77. Ducktails – Jersey Devil

Ducktails odkryłem przy okazji jednej z edycji festiwalu Unsound. Cenię go za to, że robi muzykę taką jaką robi Mac Demarco, z tą różnicą, że Ductails robił to wcześniej #zanimtobylomodne. 😉

76. Noel Gallaghers High Flying Birds – Who Build The Moon? 

Na tej płycie jest wszystko czego nie lubię: zaśpiewy, sztampowe zapożyczenia harmonii z utworów z lat siedemdziesiątych, klaskanie na dwa i.. Noel. Warto jednak odnotować, że wciąż jest promyk nadziei na to, że Don’t Look Back In Anger wejdzie w życie i jeszcze kiedyś usłyszymy Oasis 😉

75. Dyjak – Sznyty

Może dla kogoś to będzie zaskoczenie, ale ta płyta przywołuje mi na myśl.. Szwagierkolaskę. Bardzo lubiłem ten projekt, z takich samych powodów podobają mi się Sznyty.

74. Pablopavo – Ladinola

Pablopavo już od dobrych paru płyt aspiruje do bycia bardem Warszawy. Przez wielu już za takiego uchodzi. Ja tam nie wiem, mi się bardzo podobają testy jakie pisze, a kompozycje jakie znajdują się na najnowszej płycie chwytają za serducho.

73. Tricky — Ununiform

Różnie bywa z tymi płytami Tricky’ego w ostatnich latach. Tym razem udało mu się przygotować album, który jest mega spójny i równy, a w jego przypadku to już sztuka.

72. Arab – Kosmos

Dość długo musieliśmy czekać na tę płytę, wszak od wygrania przez Araba programu Żywy Rap, poprzez jego zerwanie z dragami i debiutu na matach MMA minęło naprawdę sporo czasu. Co ma ta płyta czego nie ma żadna inna? Szczerość i leniwe flow. Bity nudzą i trąca monotonią. Nie mniej – warto.

71. Pokahontaz – Reset

Fokus i Rahim wracają z nową płytą. Trochę na pewno odcinają kupony, a trochę pokazują, że oldchool ma się dobrze. Na pewno wiele rapowych płyt w 2017 było lepszych, ale żadna z nich nie była tak klasyczna jak ta.

70. Kuba Knap — Najlepsze Wyjście

To, że Knap jest bardzo charakterystycznym raperem pisałem już przy okazji jego poprzedniej płyty. Tu się nic nie zmieniło i dobrze – to największa siła tego rapera.

69. Mount Kimbie – Love What Survives

Gdzieś kiedyś naszło mnie by posłuchać Mount Kimbie. Odpaliłem Spotify i okazało się, że jest nowy album a na nim genialny utwór z King Krule. Cała płyta zresztą jest bardzo równa.

68.Slowdive – Slowdive

Spokojne, niekończące się pulsacyjne, gitarowe granie. Jest to wszystko tak leniwe i ociężałe jak podróż ciężarówką. Podróż ciężarówką jest przyjemna. Takie gitarowe granie również.

67. Fever Ray – Plunge

Fever Ray można albo lubić, albo nie. Na pewno nie można przejść obojętnie wobec jej charakterystycznego głosu. Skoro tak, to czemu tak nisko? Może dlatego, że nie zaprzyjaźniłem się jeszcze z tym krążkiem, a może dlatego, że z jakiegoś powodu po prostu nic mnie do tej płyty nie ciągnie.

66. U2 – Songs Of Experience

Jest masa zespołów odcinających kupony oraz takich, które nawet jakby wydały na krążku dźwięki puszczanych przez siebie bąków, to by sprzedały cały nakład. U2 wciąż takim zespołem nie jest, wciąż nagrywają dobre płyty, które są perfekcyjne pod względem estetyki muzycznej. Czasem aż za bardzo. Tak, Songs Of Expierience jest trochę za grzeczne.. ale tylko trochę.

65. ed Sheeran — ÷ (Deluxe)

Jak ja mam się z tego wybronić? Chyba tylko tak, że na dobry pop również można znaleźć miejsce. Co poradzę na to, że Shape of You to jeden z lepiej wyprodukowanych bangerów 2017 roku?

64. Toro y Moi – Boo Boo

Charakterystyczne syntezatory, brzmienie basu i wszystko to czym Toro rok w rok urzeka, wystarcza by płyta była dobra. Jak zwykle mam wrażenie, że to nie jest szczyt tego co ten człowiek potrafi i jeszcze będzie o nim bardzo głośno.

63. Algiers – The Underside of Power

Od czasu kiedy usłyszałem Black Eunuch wiedziałem, że coś w tym zespole niezwykłego jest. Na nowej płycie rzeźbią momentami srogo i ekspresyjnie. Ważne żeby muzyka była ekspresyjna. W wykonaniu Algiers jest.

62. Jamiroquai — Automaton

Bardzo lubię Jammiro. Niestety, ta płyta jest poniżej moich oczekiwań wobec perfekcjonizmu jaki od Jay Kaya bije. Nie tym razem niestety. Żadna z kompozycji mnie nie porwała na tyle by do niej wrócić. A może to ze mną jest coś nie tak?

61. Manchester Orchestra — A Black Mile to the Surface

Tutaj wszystko gra. Są momenty, kiedy instrumenty podkreślają przekaz i wzmacniają wokal. Wszystko rewelacyjnie wyprodukowane. Niestety, jakoś tak dużo mam muzycznych skojarzeń, gdzie łapię się na tym, że wcale nie słucham Mumford & Sons albo Tragically Hip 😉

60. Hańba! – Będą bić

Przerażające jest to, jak bardzo świeże i aktualne są teksty nawiązujące do roku 1936 roku. Mam takie dziwne przeczucie, że wokół zespołu takiego Hańba! niebawem zbuduje się nowa fala polskiej buntowniczej muzyki. Czego sobie i Wam życzę.

59. Pink Freud – PankFreud Army

Znowu punk rock. Tym razem jednak jest to trochę inna płyta. Zespół Pink Freud zaprosił weteranów polskiej sceny i przygotował nowe wersje punkowych szlagierów – po swojemu. Lubię to.

58. Jerzy Małek — FOREVELLE

Niezwykle dojrzały jazz z rewelacyjnymi sekcjami trąbki. Cóż więcej mogę napisać poza tym, że przyjemnie się tego słucha w nocy gdy miasto śpi. Obiecuję również sprawdzić jak się tego słucha w nocnym samochodzie. Przypuszczam, że równie dobrze.

57. Jlin — Black origami

Oj długo się przekonywałem do tej płyty, i pewnie gdybym wtedy miał alternatywne albumy do sprawdzenia w tamtym czasie, po pierwszym przesłuchaniu już bym do Black origami nie wrócił. Na szczęście dałem drugą, trzecią, czwartą szansę. Dalej nie jest to płyta, która przejdzie do mojego prywatnego kanonu, ale na pewno jest zjawiskowa.

56. Me and that man — Songs of Love and Death

Jezu kryste. Jak wiele osób wyśmiało, wykpiło ten projekt. Takie opinie to dla mnie woda na młyn, lubię drążyć i stawać po drugiej stronie. Tak na przekór. Ale wiecie co? Zarówno Porter jak i Nergal odwalili tutaj kawał dobrej roboty i ta płyta moim zdaniem broni się sama. Nie powinno się przesadnie szukać argumentów, a jeżeli ktoś pyta o to, kto w 2017-tym słucha jeszcze Portera – odpowiadam – ja.

55. Mac DeMarco — This Old Dog

Ale ze mnie żartowniś co nie? Wcześniej piszę, że Ducktails to pierwowzór DeMarco, po czym tego drugiego wrzucam wyżej. Cóż, to Mac porwał tłumy, wymyśla bardziej chwytliwe riffy gitarowe i ma patent na to by intrygować.

54. Drake — More Life

Powiem tak: nie lubię Drake’a. Nie lubię jego utworów, ale doceniam to w jaki sposób zbudowane są jego kawałki oraz profesjonalizm z jakim każdy jego album jest tworzony. Myślę, że to najlepsze co mogę o tej płycie napisać a resztę należy zweryfikować samodzielnie.

53. King Krule — The OOZ

Długo przekonywałem się do tego albumu, bo jest zdecydowanie bardziej nostalgiczny niż te poprzednie. Nie mniej miło, że King Krule pojawił się z nowym wydawnictwem bo miałem się do czego przekonywać. 😉

52. The Shins – Heartworms

The Shins zawsze grali łatwo i przyjemnie, ale w tej metodzie jest szaleństwo. Pogodna muzyka jest potrzebna na ciężkie czasy.

51. Gorillaz — Humanz

Czy ja byłem fanem Gorillaz? Na pewno! Czy jestem? Jestem! To co poszło nie tak, że tak nisko jest ta płyta w zestawieniu? Też zadaję sobie to pytanie. Może to kwestia gości, którzy w wielu przypadkach nie pasują do mojego wyobrażenia o tym – bądź co bądź – wciąż wirtualnym zespole.

50. Natalia Przybysz — Swiatlo Nocne

Natalia ma w sobie coś takiego, że jej nie lubię. Nie lubię jej tekstów, ale uwielbiam jej czarny głos. Bardzo bym chciał żeby ktoś roztropny napisał jej teksty, by mogła je zaśpiewać do akompaniamentu takiego jak w utworze Światło Nocne. Ależ by to żarło! Póki co żre jeszcze tak sobie.

49. Odesza — A Moment Apart

No i tutaj zaczyna nam się solidna muzyka, która nie bierze jeńców. ODESZA wygrała sporo w tym roku – dość długo towarzyszyła mi w podróżach samochodem na którkich dystansach. A Moment Apart powodował, że nawet korki były miłe. Wiem, to dziwne i chore.

48. guzior — Evil Twin

guzior, koleś z najbardziej leniwym flow w tym zestawieniu, z prostymi tekstami i lekko trapowymi bitami. Czemu mi jego album siadł? Nie mam pojęcia, ale uwierzcie – byłem w szoku jak na swoim laście zobaczyłem jak wiele razy sięgałem po jego płytę.

47. ANOHNI — Paradise

Najdziwniejszy artysta jakiego znam, którego trochę bym się bał poznać – by poznać jego świat. Tymczasem jakoś dziwnym zrządzeniem losu każdy album w który ANOHNI jest zaangażowana/zaangażowany (bo już serio się pogubiłem) kładzie na łopatki. Tym razem może jest to zasługa Hudson Mohawke i Oneohtrix Point Never?

46. Artur Rojek – Koncert w NOSPR

Niby to album live, niby żaden tam nowy materiał, a jednak magiczny. Trzeba posłuchać.

45. Dillon – Kind

Dillon to artyska niezwykła, która robi niezwykłą muzykę. Ta płyta jest na to dowodem.

44. Tyler, the Creator — Flower Boy

Jakoś wyjątkowo łatwo weszła mi ta płyta Tylera. Z wcześniejszymi miałem sproy problem. Nie wiem czy to nie jest przypadkiem kwestia takiego doboru gości. Wszystkie featy jak dla mnie są w punkt.

43. John Mayer — The Search for Everything

Lubię Mayera za uniwersalność. Mam wrażenie, że jego mógłbym słuchać zarówno z dziewczyną, kumplem jak i mamą czy babcią. Nie ma w jego muzyce niczego co nosiłoby znamiona hermetyczności. A jednak, jakoś ciężko ludzkości zdecydować się na sięgnięcie po tę płytę.

42. Małpa, Mielzky, The Returners — ROTTENBERG

Rottenberg to w zamierzeniu krótka płyta, krótka trasa koncertowa, mały nakład fizyczny. Wszystko to sprawia, że ten album jest jeszcze bardziej ciekawy. Trochę niestety przeszedł bez echa a szkoda bo powinien to być materiał poglądowy dla wszystkich raperów chcących robić kolaboracje.

41. Kendrick Lamar — DAMN.

Przy pierwszej płycie wielbiłem Kendricka. Teraz trochę słyszę w nim drugiego Drake’a, którego jak już wiecie szanuję za profesjonalizm. Trochę brakuje mi autentyczności bo Kendrick staje się rewelacyjnym produktem. Paradoksalnie, nie wiem czy to nie jest dla niego dobrze.

40. Gogol Bordello — Seekers and Finders

Nowa płyta Gogol Brodello jest zdecydowanie bardziej melodyjna, mniej niż zwykle tutaj szaleństwa. Dużo ważniejsze treści też biją w warstwie tekstowej. Cóż, może kiedyś trzeba dojrzeć, a może po prostu tak wyszło? Płyta oczywiście jest świetnie zrobiona i jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, komu w życiu podobała się przynajmniej jedna piosenka zespołu.

39. Kękę / Hase — Basement disco

Od pewnego czasu bardzo lubię muzykę Kękiego. Hase nigdy nie słyszałem, tym bardziej taka kolaboracja była dla mnie zaskoczeniem. Głównie dlatego, że tego pierwszego nie podejrzewałbym o dyskotekowe zapędy. Tymczasem wyszło. I to całkiem nieźle.

38. The XX – I See You

Gdyby nie ta płyta nie powstałby najlepszy numer tego roku.

37. alt-J — RELAXER

Do tegorocznej Pohody nie pałałem przesadną sympatią do Alt-J. Lubiłem ich parę utworów – wiadomo których. Tymczasem na festiwalu odkryłem ich na nowo. Odkryłem również nową płytę i usłyszałem magików, którzy dokumentują magię w dźwiękach. Koniecznie posłuchajcie tego krążka jeżeli go przegapiliście.

36. Daria Zawiałow — A Kysz!

Tak jak pisałem wcześniej – jeżeli pop jest dobry, nie widzę przeciwwskazań by znalazł się w tym zestawieniu. Skąd w ogóle dowiedziałem się o tej artystce? To wszystko zasługa pani A., która to przywlekła Darię na słuchawkach do domu. No i tak już została..

35. Trombone Shorty — Parking Lot Symphony

Przecież to jest pier***ny czarodziej! Każdy utwór to hit. Tak bardzo żałuję, że nie poszedłem na jego krakowski koncert.

34. Włodi – Wszystkie drogi prowadzą do dymu

Nie będzie zaskoczeniem jak powiem, że wkurza mnie trochę monotematyczność Włodiego. Mam jednak wrażenie, że jest po prostu autentyczny – tak obecnie wygląda jego życie. Z drugiej strony, gdybym teraz napisał, że utwór Kominy to dla mnie majstersztyk wyszedłbym an hipokrytę, któremu z jednej strony przeszkadza nawijanie o jaraniu, a z drugiej, utwór o jaraniu wynosi do rangi sztosa. Tak czy siak – dobrze że Włodi w środowisku jest aktywny. Jest potrzebny!

33. LCD Soundsystem – American Dream

Bardzo się cieszyłem na okoliczność wydania tej płyty, nie mniej zdecydowanie liczyłem, że będę mógł ją umieścić gdzieś w czołówce zestawienia. Niby miejsce 33. to już czołówka, ale w skokach narciarskich LCD nie miało by okazji poprawić się w drugiej serii. Mam nadzieję, że w przyszłym roku jeszcze coś nagrają i się zrehabilitują za rozbudzone a niespełnione nadzieje.

32. Future Islands — The Far Field

Z tego co pamiętam, ten album zarekomendował mi Pitchfork. Nie zakochałem się w nim od razu, w ogóle się nie zakochałem, ale często wracałem bo ta płyta ma w sobie coś, co powoduje, że do niej wracam.

31. Hatti Vatti — SZUM

Hatti Vatti to jednostka wybitna. Nie ma dla niego granic estetyki muzycznej, zajawiony jest muzą, która intryguje i wszystko to słychać w jego twórczości. Na Szumie słyszę głosy dużego nocnego miasta, widzę parujący smród ze studzienek kanalizacyjnych, czerwone światła w dzielnicy wieżowców. Inny świat za sprawą muzyki. To mi się podoba. O to chodzi!

30. W.E.N.A. – Niepamięć

W.E.N.A. w swojej, bądź co bądź, krótkiej karierze, miał już albumy świetne. Potem nagrywał piosenki o swoich butach i o tym, że nie zrobiłbym w nich nawet kilometra. Spoko, co kto lubi, ale nie tego w muzyce szukam. Tegoroczny album jest już zupełnie inny i nie zaham się użyć tak wyświechtanego terminu, jakim jest dojrzałość. Bo serio, album taki jest. W.E.N.A. dzieli się ze słuchaczem swoimi przemyśleniami, dając tym samym słuchaczowi do myślenia.

29. Fink — Resurgam

Fink jest jednym z tych artystów, od których wymagam więcej, bo wiem że na wiele go stać, a każdy kolejny album jest na to niezbitym dowodem. Resurgam nie jest wybitny, ale jest solidny i ma więcej momentów niż zapchajdziur. Fani artysty nie mogą być zawiedzeni, a jeżeli ktoś słucha go sporadycznie, również czasu nie zmarnuje.

28. Four Tet — New Energy

Jeszcze parę tygodni temu zastanawiałem się czy dla Four Tet znajdzie się miejsce w zestawieniu. Coś jednak zażarło i mamy pierwszą 30-tkę. Jasne, że artysta robił już lepsze rzeczy, ale nie oszukujmy się – wszystko tutaj gra, płyta jest mega spójna i dobrze się jej słucha. Dobra jako muzyka tła, za kierownice, za zimne wieczory, ale też na spotkania towarzystkie przy tarciu chrzanu. No, co? Wy się ze znajomymi nie spotykacie by potrzeć sobie chrzan?

27. Beck – Colors

Beck dla mnie jest legendą muzyki stawianą na równi z Bono. Serio, nie wiem czemu mam takie o nim wyobrażenie. Być może dlatego, że w jego muzyce słyszę perfekcjonizm i zabawę z tworzenia muzyki. Beck przy tym jest niezwykle płodnym artystą, a co najważniejsze nie boi się zanurzać w popularne formy muzyczne. Wszystko to jest jedynie na plus.

26. Hades – Świattło

Z Hadesem miałem problem – nie rozumiałem czemu Asfalt i sam O.S.T.R. go tak hajpowali parę lat temu. Dla mnie był jednym ze zwykłych polskich raperów jakich jest na pęczki. Hades zmienił wytwórnie, a Światło stało się  przełomem – dla mnie. Zmieniłem myślenie o muzyce Hadesa. Jest wielki progres i rewelacyjna płyta. Dodatkowy props za kawałek Endorfina.

25. Hidden Orchestra — Dawn Chorus

Kiedyś zobaczyłem ich live i od tego momentu każda ich płyta jest dla mnie dziełem sztuki.  Nie inaczej jest z tym albumem. Można tutaj posłuchać historii opowiedzianych bez użycia słów w sposób tak magiczny, że ciężko się oderwać od głośników. Serio. Wyłączcie światło, zamknijcie mordy i słuchajcie. Każdemu potrzebne jest czasem wyciszenie.

24. St. Vincent – MASSEDUCTION

Strasznie szydziłem z okładki i całej tej płyty. Do pewnego momentu St. Vincent była dla mnie asłuchalna. Coś jednak sprawiło, że wróciłem i zrobiłem drugie podejście do jej twórczości. Zażarło ze zdwojoną siłą.

23. Thundercat — Drunk

Przyznaję się szczerze, na poprzednich płytach było dla mnie za dużo wszystkiego. Mam na myśli, że konstrukcje muzyczne były przekombinowane i mocno mnie nużyły. Nie potrafiłem przesłuchać żadnej płyty w całości. Z Drunk jest inaczej. Albo coś pykło, albo ja muzycznie dojrzałem. Sprawdźcie jak wy odbieracie ten album.

22. Pogodno – Sokiści chcą miłości

Jasne, zgadzam się z Wami, że wiele płyt które pojaiwły się wcześniej były lepsze od nowego krążka Pogodno. Nie mniej dla mnie jest to najważniejszy polski band, który wciąż działa na aktywnie scenie. Budyń, do jeden z dwóch najbardziej niedocenionych polskich artystów minionych dwudziestu lat. Człowiek z problemami, uzależniony od robienia muzyki. Bardzo cenię i darzę szacunkiem. Cieszę się, że powstała ta płyta, bo pokazuje, że niektóre niezebrane do kupy rzeczy udało się zebrać. To czasem ważniejsze niż sama muzyka.

21. Te-Tris – Specialite

Nienawidzę autotune. Tak mi się wydaje przynajmniej, a równocześnie w czołówce znajdziecie przynajmniej parę tytułów, które tego autotune’a nadużywa. Te-Trisa nigdy bym nie posądzał o to, że może nie byćdo szpiku truskulowy – to raz. Dwa – że może napisać tak dobre teksty. Serio, swoimi linijkami zjadł w tym roku większość rap gry.

20. Pjus – Słowotwóry

Nie znałem zbyt dobrze historii Pjusa. Wiedziałem o operacji słuchu, wiedziałem o nagraniu płyty przez artystę po jego utracie. Nie wiedziałem z kolei, że choroba Pjusa postępuje i ten ma problemy z mówieniem. „Raper” to jednak coś więcej niż tylko nawijanie. Pjus wyszedł z założenia, że inni raperzy mogą nawinąć jego linijki. Odwrócony ghostwritterski album jest pewnego rodzaju ewenementem, który należy poznać.

19. Portico Quartet – Art in the Age of Automation

Kolejny zespół w zestawieniu, który zgrabnie miesza elektroniczne brzmienia z klasyką. Do tego to niezwykłe brzmienie Hang’a. Wiem, że jarać można było się nim w roku 2000, kiedy to instrument został wymyślony. Nie mniej, nie jest on tak popularny, by nie zwracać na niego uwagi. Ja zwracam i cenię bardzo to w jaki sposób wykorzystuje go Portico Quartet.

18. Quebonafide — Egzotyka

Mało jest artystów takich jak Quebo. Powiem więcej – nie ma innych tak wkręconych w piłkę, wiernych swoim ziomkom, jeżdżących po całym świecie tylko po to by nagrać teledyski w miejscach o których kiedyś napisał teksty. Zresztą, nikt tak jak on, swojego czasu nie podzielił polskiej rap gry, a także moich ziomków, prowokując do napisania pewnego tekstu –> [link].

17. SalK — Matronika

Ten album zmusza mnie do pewnej refleksji i przyznania się do braku wiary w to przedsięwzięcie. Salk to projekt osób, które znam od nastu lat. Zgrozo jak ten czas płynie, jak wiele projektów się wydarzyło po drodze. Byłem przekonany, że Salk będzie kolejnym, który można by zdefiniować „fajnie, że coś robicie”. Nawet nie miałem determinacji by przekonać się, że się mylę. Tak bardzo mi z tym głupio, bo słuchając Matroniki jestem rozwalony na łopatki. Szanowni koledzy i koleżanko, którzy stworzyliście ten krążek, jeżeli jakimś cudem czytacie te słowa – raz jeszcze przyznaję się do błędu i niezwykle trzymam kciuki za to, by na podobną szczerość odważyły się osoby odpowiadające za to jak wygląda polski rynek muzyczny. Zasługujecie na to by być jego ważną częścią!

16. Taco Hemingway – Szprycer

Tesktowo u Taco po staremu – imprezowa Warszawa. Muzycznie różnie. Wiele osób powiesiło psy, że co to ma być? Jakieś autotune’y i w ogóle zło. Ale czy faktycznie źle, że Fifi eksperymentuje? Serio, za młodu ma stać się gościem, który będzie eksploatował formę niczym kopalnię? Zdecydowanie nie. Zdecydowanie wciąż propsuję muzyczne drogi Szcześniaka, chociaż może mniej mnie to porywa niż przy Trójkącie.

15. Kamasi Washington — Harmony of Difference

To była miłość od pierwszego przesłuchania. Nie spodziewałem się, że tak bardzo mi się ta płyta spodoba, że na pytanie o polecenie muzyczne będę właśnie wskazywał Kamasi’ego. Wiecie co? Każdy, komu go rekomendowałem mówił, że ten album jest zajebisty, a przecież to jazz! Nie każdy lubi jazz!

14. PRO8L3M — Hack3d By GH05T 2.0

Długo zastanawiałem się, w którym miejscu zestawienia powinien znaleźć się ten album. Z jednej strony nisko – bo to EP’ka, a z zasady EP-ki nie powinny być w czołówce. Z drugiej strony mam parę miłych wspomnień z tym krążkiem i bardzo długo towarzyszył mi na słuchawkach. To zadecydowało, że Hack3d By GH05T 2.0 jest tak wysoko w zestawieniu.

13. Red Hot Chilli Peppers – The Gateway

Przez wielu RHCP to zespół, który przynajmniej od odejścia Johna Frusciante, odcina kupony od dorobku. Może coś w tym jest, nie mniej każdy ich nowy album jest dla mnie jak promyk z nieba niosący nadzieję. The Getaway słuchałem strasznie dużo. Pewnie dlatego, że podkręcałem się przed koncertem, który odbył się w tym roku w miejscu dla mnie wyjątkowo ważnym:

12. Reno – 50/50

Czekałem na album tego pędzla tak długo! No i wreszcie nagrał album, genialny tekstowo, lajtowy bitowo, przywołujący na myśl wspaniałe, dobre czasy lavo lavo. Do tego leci sobie delfonics. No o to chodzi, żeby sobie to tak wszystko właśnie leciało.. 😉

11. Dick4Dick – Dick4Dick is a Woo!Man

Był taki moment w karierze zespoły D4D, kiedy panowie się ubrali i spoważnieli. Dla mnie był to koniec ich pięknej kariery – coś nie grało, czegoś brakowało. Bo ten krążek sięgnąłem z sentymentu i jestem cholernie zaskoczony tym co usłyszałem – to jest perfekcja muzyki elektronicznej – nie ma tu słabych momentów, a żeńskie wokale, za którymi nie przepadam genialnie uzupełniają formę. To jest to!

10.. Run The Jewels – 3

Co tu robi album, który miał premierę w 2016? Zajmuje zasłużone miejsce w pierwszej dziesiątce. Po pierwsze dlatego, że premierę fizyczną za granicą krążek miał 24 grudnia 2016 roku, a w Polsce ten album ukazał się dopiero w styczniu. Mocno nieprofesjonalne było by wrzucenie tego albumu do pierwszej setki 2016, bo nie zdążyłem go poznać. Tymczasem w samochodzie towarzyszył mi przez ponad kwartał. Jeżeli jakimś cudem pominęliście go w umieszczaniu na swoich playlistach – warto nadrobić.

9.. Jarecki – Za wysoko

Jezu jaki ten krążek jest słaby – tak sobie myślałem. Dopiero kolega Łukasz włączył mi go w swoim mieszkaniu i zwrócił uwagę na kilka aspektów, których nie słyszałem słuchając go w pracy w trakcie robienia tysiąca rzeczy niepozwalających się skupić na muzyce. Tak, Jarecki stał się wreszcie postacią pierwszoplanową i ten album jest na to dowodem. Każdy z Was kto pytał mnie o ten krążek w kontekście niniejszego zestawienia został przeze mnie oszukany – celowo mówiłem Wam o marginalności tego wydawnictwa. Mocno wierzę, że wy również dacie jeszcze jedną szansę temu longplay’owi jak i samemu Jareckiemu.

8. Talaboman — The Night Land

John Talabot to dla mnie kolejna ikona muzyki elektronicznej. Odkryłem go totalnie przypadkowo, a potem sięgając po kolejne jego wydawnictwa nigdy nie byłem zawiedziony. Jaka jest siła muzyki na The Night Land? Ano taka, że kiedyś spacerując po mieście, słuchając tego krążka, przestałem zwracać uwagę gdzie idę – szedłem dalej bo fajna muzyka mi grała na słuchawkach. Zmień plany dla muzyki.

7. Bonobo – Migration

„I jak Bonobo coś nagra to załatw żeby było to na pierwszym miejscu” ta parafraza z klasyka polskiej kinematografii w tym przypadku jest niepotrzebna, bo Simon Bonobo sam sobie to potrafi załatwić nagrywając takie dźwięki, które rozkładają mnie na łopatki.

6. Kortez – Mój Dom

Ajć. Jak ten koleś to robi, że uruchamia we mnie pokłady wrażliwości, o które bym się nie posądzał.. Albo inaczej, do których nie chciałbym się przyznać. Muzycznie jest to ekstraklasa, tekstowo księżycowa liga mistrzów.

5. Dwa Sławy – Dandys flow

Kiedy już, w długiej trasie Run The Jewels przesłuchałem trzy razy, na głośniki wjeżdżały na ogół Sławy. Ta płyta z całą pewnością jest inna niż wszystkie poprzednie, a ja już przestałem być targetem do którego Sławy nawijają. Teraz gdzieś z dalsza obserwuję ich poczucie humoru, i formę, która jest starannie wypracowana i przepracowana. Tak. Bardzo tęsknie za tymi czasami, kiedy na koncert sławów przychodziła garstka zapaleńców. Chłopaki z cała pewnością za tym nie tęsknią – osiągnęli top polskiej rap gry, a najsłabsze momenty Danys Flow dla wielu są najmocniejszymi akcentami te go krążka. Nic to, bowiem w tym wszystkim słyszę, że Jarek i Radek starają się puszczać oczko, a może i nawet patrzeć na swoich starszych fanów/słuchaczy i do póki będą o nich pamiętać – będzie dobrze. Musimy być dzielni(…). Zobaczymy co wydarzy się niebawem, gdy chłopaki wydadzą kolejny album – już własnym sumptem.

4. Sarius – Antihype

Strasznie hejtowałem Sariusa przy okazji poprzedniej płyty. Dziwiłem się recenzentom, że go hajpują, dziwiłem się koleżance z pracy, która kupowała ten album jako prezent dla kogoś kto bardzo Sariusa lubi. Odradzałem, mówiłem, że jeżeli chcesz komuś takiemu zrobić prezent to nie tą płytą. Minął ponad rok, Sarius wydał Antihype i jest to niesamowicie dobry album. Sarius ma zajebiste flow, bity i teksty, których chce się słuchać. Wiecie co? Nie zakładałem, że Sariusa będę słuchał gdzieś poza Spotify, a jednak – znalazł się na mojej półce z CD.

Aha, wszyscy się śmieją z Rogala DDL. W sumie wiadomo czemu. A Sarius zrobił z niego gościa bez którego ten album byłby zupełnie inny i słabszy. Propsy również za to.

3. Sampha – Process

Totalne zaskoczenie ten album Samphy. Wiem, że to kot wokalny, ale to co on wydał w 2017 to świat. Ten album wybija z butów tak bardzo mocno, że ciężko jest miękko wylądować.

2. Bitamina – Kawalerka

Kolejny album, który sprawdzałem z czysto „dziennikarskiej” ciekawości. Niezwykła autentyczność, wykorzystanie sampli z życia, członków zespołu i takie życiowe, proste teksty. No przecież to wystarczy by stowrzyć dzieło wybitne, a ja Kawalerkę za takie dzieło uważam.

1. Mura Masa – Mura Masa

Absolutnym numerem jeden w 2017, dla mnie był krążek Mura Masy. Może dla niektórych będzie to zaskoczenie, ale naprawdę najwięcej go słuchałem, analizowałem dobór gości, obejrzałem klipy, dociekałem skąd się to wszystko wzięło a na koniec próbowałem znaleźć słaby numer z tego albumu (bezskutecznie). Wspominałem przy okazji tego zestawienia, że nie cierpię autotune. Na płycie Mura Masy jest kawałek, który głównie na nim bazuje, ale bez autotune ten numer nie miałby sensu. To sztuka wykorzystać coś co potrafi irytować, w taki sposób, by stanowiło jedynie wartość dodaną. Nie mogę się doczekać na koncerty Mura Masy w Polsce, a wiem, że na pewno zagra na Nowej Muzyke, w terminie kiedy będę na meczu Mistrzostw Świata. Cóż, pozostaje jeszcze parę ościennych festiwali, gdzie Mura Masa porwie ludzi, zapewne setem.

__________________________________________________

Jeżeli udało Ci się przeczytać wszystko, to jestem dla Ciebie pełen podziwu. Na koniec chciałbym Ci również powiedzieć, że jest kilka osób, które przyczyniło się do tego, że na powyższej liście znalazły się właśnie te a nie inne albumy. Dziękuję wszystkim, którzy inspirowali, przypominali i dopytywali. Nawet nie wiem czy to przeczytacie, ale wielkie dzięki za symboliczne wskazanie czegoś czego nie widziałem. Dzięki też, dla tych, którzy na to zestawienie czekają, zawsze to miłe gdy ktoś doceni Twoją pracę. Do zobaczenia w 2018!

Informacje o Człowiek, który zgubił słuchawki

Pewnego pięknego grudniowego wieczoru urodził się chłopiec.. Zrobił to prawdopodobnie bardzo niechętnie gdyż w odróżnieniu od zdecydowanej większości noworodków , nie krzyczał, nie ruszał się i nie oddychał. Zebrał on za to stosowne bęcki od lekarza. A wystarczyło tylko znaleźć mu odpowiednie słuchawki.. Niestety, przemoc kolejny raz wzięła górę nad dialogiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.